poniedziałek, 10 czerwca 2013

Biszkopt, balsam i translacja

Poniedziałek upłynął pod znakiem lenistwa z niewielkimi przerwami na pracę. W weekendy funkcję szefa kuchni przejmuje Mąż, szczęśliwie dla mnie wczoraj nagotował tyle, że miałam obiad na dzisiaj. Obiad bez wysiłku to jest to, co leniwce lubią najbardziej! Jedyną pracą, o ile pracą można nazwać coś, co sprawia wielką przyjemność, była translacja pewnego krótkiego artykułu. Tłumaczenie, moja miłość i pasja, która powoli staję się też pracą. Dostawać pieniądze za coś, co się lubi - jestem na tak!
           Po tak ciężkim dniu koniecznie należała mi się długa, gorąca kąpiel. Po odmoczeniu warstwy brudu, punkt obowiązkowy - balsam. I tu znów ukłony w stronę Męża (idealny on czy co??), ostatnio miał mi kupić balsam, jakikolwiek, i trafił idealnie. Balsam Dove Purely Pampering z masłem shea i wanilią to mój nowy numer jeden! Świetnie nawilża skórę, szybko się wchłania i pięknie pachnie. Duży plus za wersję w plastikowym słoiczku (czy słoik może być plastikowy?). Od dłuższego czasu wszelkie 'wyciskane' balsamy doprowadzają mnie do rozpaczy. Nie ma mowy, żeby wykorzystać całość bez rozcinania opakowania.

Źródło: wieszak.pl


Nawilżona i zadowolona kończę właśnie kolacje, biszkopty z mlekiem - smak dzieciństwa i alternatywa dla płatków lub musli, plus świeżutki arbuz. Sezon na arbuzy w mieszkaniu na ósmym piętrze uważam za rozpoczęty!

Hester

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz